Nawiązując do debiutanckiego wpisu na blogu, tym razem nie było szybko, ani łatwo, przynajmniej nie zawsze, ale wciąż było przyjemnie. W końcu w góry idzie się dla przyjemności. Licząca blisko 60 km trasa zasypywała mnóstwem atrakcji, a my wybieraliśmy niekoniecznie te cieszące się największym powodzeniem. Nie wstąpiliśmy, ja i mój brat, na Borową, nie wchodziliśmy na twierdzę w Srebrnej Górze, ale i tak mieliśmy co oglądać i zdobywać. Zapraszam na pierwszą część relacji z wycieczki Wałbrzych- PTTK Zygmuntówka- Bardo.
Po opuszczeniu pociągu relacji Wrocław- Jelenia Góra na dworcu Wałbrzych Główny udaliśmy się żółtym szlakiem w kierunku Zamkowej Góry na szczycie, której wznoszą się ruiny zamku Nowy Dwór. Nie będę się tu rozpisywał na jego temat, a zainteresowanych odsyłam do wpisu o nowodworskiej warowni, który znajdziecie tu. Na zachętę zamieszczam zdjęcie części zamku, w której znajdowały się dawniej zabudowania mieszkalne:

Ostre podejście na Zamkową Górę (618 m n.p.m.) owocowało tylko nieco lżejszym zejściem na dół. Po przejściu ok. 1,5 km dotarliśmy do Przełęczy Koziej i stanęliśmy przed trudnym wyborem- zdobywać Borową czy iść zgodnie z planem. Zwyciężyła opcja druga i nogi poniosły nas w stronę Jedliny Zdrój. Czekało nas bardzo przyjemne, tym razem, zejście żółtym szlakiem, zostawiając po lewej Suchą (776 m n.p.m.) i Kątną (673 m n.p.m.), a tuż przed jego opuszczeniem mogliśmy zobaczyć obiekt inżynieryjny jakim jest wiadukt kolejowy w formie przekopu, nieopodal zresztą jest także drugi podobny obiekt, które wieńczą zworniki z datą 1909. Jest to data zakończenia budowy, ponieważ przebiegający przez Jedlinę fragment linii nr 286 budowano w latach 1878-1909.

Po zaliczeniu pierwszego z wymienionych wiaduktów pozostawiliśmy żółty szlak i skręciliśmy w rozpoczynający się w tym miejscu szlak niebieski, który odprowadził nas w okolice stacji kolejowej Jedlina Zdrój. Bez bicia przyznam, że nie zrobiła na nas zbyt dobrego wrażenia, choć całość sprawia wrażenie sporego obiektu- kilka torów postojowych, dwa perony wyspowe, które łączą przejścia podziemne, proszące wręcz o remont oraz walące się powoli zadaszenie (stan na koniec kwietnia 2018).

Po krótkim rekonesansie opuściliśmy to przygnębiające, choć sugerujące dawną, lepszą przeszłość, miejsce i po ok. 200 metrach skręciliśmy w czerwony szlak, który powiódł nas w kierunku Włodarza (811 m n.p.m.). Po dotarciu do Rozdroża pod Moszną skręciliśmy w niebieski szlak prowadzący w kierunku Walimia żeby przynajmniej rzucić okiem na pozostałości dawnych zakładów przemysłu lniarskiego. Ponownie widok dosyć przygnębiający. Nawet we fragmencie nie przypominający czasów świetności wzniesionych w połowie XIX wieku obiektów.
Pozostałości zakładów lniarskich- 28 kwietnia 2018 r. Zakłady Przemysłu Lniarskiego Walim w roku 1905 (za polska-org.pl dostęp: 15 lutego 2019)
Po przetrawieniu „widoków” ruszyliśmy żółtym szlakiem w kierunku Małej Sowy (972 m n.p.m.). To był bodaj najtrudniejszy odcinek pierwszego dnia wycieczki. Na dystansie ok. 2,5 km musieliśmy, niemal nieprzerwanie piąć się w górę z wysokości 530 m n.p.m. na szczyt Małej Sowy znajdujący się 440 m. wyżej.

Stąd od najwyższego szczytu Gór Sowich- Wielkiej Sowy (1015 m n.p.m.)- dzieliło nas już tylko 1,5 km lekkiego i przyjemnego marszu. Misja zakończona sukcesem, dłuższy postój, większy posiłek, relaks, pamiątki i wejście na wieżę, z której roztaczał się piękny widok we wszystkich kierunkach.


Po naprawdę długiej przerwie, w trakcie której pozwoliliśmy sobie nawet, o zgrozo! zdjąć obuwie, trzeba było ruszyć w dalszą drogę. Czerwony szlak miał nas poprowadzić przez 3,5 km do Rozdroża pod Kozią Równią, gdzie planowaliśmy skręcić w niebieski szlak i nim właśnie dotrzeć do noclegu, który wyznaczyliśmy sobie w schronisku PTTK „Zygmuntówka”.
Zanim jednak dotarliśmy do celu trafiliśmy nieopodal Koziej Równi (930 m n.p.m.) na płytę pamiątkową poświęconą Hermannowi Henkelowi, niemieckiemu nauczycielowi i propagatorowi turystyki w Górach Sowich.

Tymczasem udało nam się dotrzeć do „Zygmuntówki”. Noc spędzona w namiocie, choć chłodna, pozwoliła nam się dobrze wyspać i z uśmiechem ruszyć następnego dnia w kierunku Barda. Ten etap opiszę jednak w następnym wpisie. Na koniec natomiast zamieszczam wizualizację trasy sporządzoną za pomocą portalu mapa-turystyczna.pl
