Góry Sowie i Bardzkie 28-29 kwietnia 2018, cz. 2.

Przyszedł czas na kontynuację naszej podróży przez Góry Sowie i Bardzkie. Szybka pobudka, sprawne zwijanie namiotu, posiłek i w drogę. Nie spodziewaliśmy się z bratem tego dnia większych atrakcji (choć te nas jednak nie ominęły), tym bardziej, że z góry założyliśmy odpuszczenie twierdzy w Srebrnej Górze, ale kręciło nas te prawie 32 km łażenia po lasach i górach.

Przywitał nas rześki poranek. Taki w sam raz, aby zaliczyć podejście na Słoneczną (949 m. n.p.m.) i Kalenicę (964 m. n.p.m.). Tym bardziej, że wydawało się to najtrudniejszym etapem drugiego dnia i na dobrą sprawę tak właśnie było. Czerwony szlak prowadził zboczem Rymarza (913 m. n.p.m.) omijając jego szczyt i nieuchronnie zbliżał nas do najwyższego punktu tego dnia. Po przejściu niespełna 3 km. „najgorsze” mieliśmy za sobą. Słoneczna i Kalenica padły naszym łupem.

Z ciekawostek tego odcinka trasy warto zwrócić uwagę na kamienne słupki wystające co jakiś czas z ziemi. Słupki mają swoje oznaczenia, a dawniej miały także spore znaczenie. Stanowiły bowiem granicę Hrabstwa Kłodzkiego i Śląska.

Kamienny słupek graniczny między szczytami Słonecznej i Kalenicy.

Ze szczytu Kalenicy dosyć ostro zeszliśmy na Bielawską Dolinkę pozostawiając po prawej ręce Żmija (887 m. n.p.m.). W porównaniu do dnia poprzedniego nie mieliśmy zbyt wielu okazji do podziwiania widoków roztaczających się ze zdobywanych przez nas szczytów ponieważ wszystkie były mocno zalesione. Do Srebrnej Góry, a w zasadzie do Żdanowa nie mogliśmy narzekać na wyjątkową trudność trasy. Systematycznie posuwaliśmy się w dół zaliczając po drodze Popielaka (860 m. n.p.m.), Szeroką (826 m. n.p.m.), Malinową (839 m. n.p.m.) i Gołębią (810 m. n.p.m.). Do Gołębiej nie spotkaliśmy żywej duszy, z wyjątkiem pana Anatola, który był w trakcie zaliczania Głównego Szlaku Sudeckiego i towarzyszył nam od Popielaka do Srebrnej Góry. Od Gołębiej coraz mniej było spokoju- byli zjazdowcy MTB i samochody, które odwoziły ich i ich rowery pod górę. Chyba ten zanikający, wraz ze zbliżaniem się do Srebrnej Góry, spokój spowodował, że musieliśmy ugasić pragnienie czymś innym niż woda. Muszkiet Srebrnogórski smakował wybornie, choć po przejściu kilkunastu kilometrów, w tak gorący dzień, jak 29 kwietnia ubiegłego roku, każde piwo byłoby niczym nektar i ambrozja w jednym 🙂

Tym razem u stóp srebrnogórskiej twierdzy nie wypalił żaden muszkiet. Za to dwa się wylały…

Wszystko co dobre, podobno kończy się szybko. No cóż, przerwa na piwo też nie trwała zbyt długo. Trzeba się było zebrać, minąć fort Ostróg i zejść w kierunku Żdanowa. Fragment tego odcinka biegł wzdłuż ścieżki edukacyjnej „Zębata”, która poświęcona jest jedynej w Sudetach linii kolei zębatej. Nazwa wzięła się od tego, że w okolicach Srebrnej Góry pociągi musiały pokonywać znaczne różnice wysokości (podobno ok. 200 m. na odcinku 4 km.). W związku z tym na stacji Srebrna Góra Twierdza podmieniano lokomotywy i zwykłą zamieniano na taką, która posiadała koło zębate pomagające jej pokonywać spore nachylenia trasy. Ze względu na niedochodowość trasy kolej zamknięto w roku 1931. Pozostały po niej dwa wysokie, mierzące ponad 30 m. wysokości, wiadukty.

Jeden z wiaduktów (za: http://www.polskaniezwykla.pl/web/place/7615,srebrna-gora-kolej-zebata.html [dostęp: 26.02.2019 r.].

Niebawem naszym oczom ukazała się wieś Żdanów. Niebieski szlak, którym mieliśmy zmierzać już bezpośrednio do Barda, przeciął wieś nieopodal przystanku PKS i skierował nas na drogę łączącą Budzów z Wojborzem. Wydawać by się mogło, że nic ciekawego na tym odcinku nam się nie przytrafi, a tymczasem natknęliśmy się na dwóch starszych już wiekiem pasterzy i ich zgrabne stadko owiec. Poświęciliśmy kilkanaście minut na rozmowę, bo takie widoki to już rzadkość, w trakcie której ze słów pasterzy przebijał wielki smutek, kiedy tylko wspominali o tym, że po nich nie będzie się już miał kto „tym wszystkim zajmować”. Trudno nie przyznać im racji, ale panta rhei

Radość młodego człowieka na widok zwierząt gospodarskich 😀

W nieco nostalgicznym nastroju ruszyliśmy w kierunku Przełęczy Wilcza, gdzie planowaliśmy ostatni dłuższy postój, by posilić się przed decydującym atakiem na Bardo.

Posiłek na Przełęczy Wilcza. Janie ile jeszcze zostało? Ponad 10 km Panie. O matko, sprowadź karocę…

Po pokonaniu Wilczaka (633 m. n.p.m.) poszło już gładko, choć trzeba przyznać, że ten ostatni odcinek trasy nie należał do zbyt atrakcyjnych. Mało było ciekawych widoków, droga w sporej części była „zachaszczona”, a na pewnym odcinku brakowało oznaczeń szlaku. Trzeba się było przyjrzeć dokładnie mapie, odszukać miejsce, w którym aktualnie byliśmy i… skoro piszę te słowa, to znaczy, że się udało. Zaczynał nas jednak naciskać uciekający czas- pociąg przecież na nas nie będzie czekał. Jak się miało okazać nie czekał, bo… czekaliśmy my i to sporo dłużej niż informował rozkład.

W każdym razie po 9 godzinach spędzonych na szlaku w końcu dotarliśmy do Barda. Gdybyśmy wiedzieli, że nasz pociąg spóźni się blisko pół godziny, na pewno poświęcilibyśmy więcej czasu temu urokliwemu miasteczku. Tymczasem udało się zrobić zdjęcia rynku i pochodzącego z roku 1589 kamiennego mostu nad Nysą Kłodzką.

Podsumowując te dwa dni spędzone w Górach Wałbrzyskich (przez krótką chwilę) oraz Sowich i Bardzkich mogę stwierdzić, że były to dni spędzone najlepiej jak się dało. Moc wrażeń, widoków, ciekawych i pięknych miejsc. Zdecydowanie i z pełną odpowiedzialnością mogę tą trasę polecić wszystkim miłośnikom wędrowania.

Na koniec zamieszczam jeszcze przebieg drugiego dnia trasy sporządzony na: mapa-turystyczna.pl

PTTK Zygmuntówka- Bardo. 31,5 km, 9 godzin dreptania.