Krańce Ziemi Kłodzkiej: Domaszków- Międzylesie 31 maja 2018.

Ziemię Kłodzką odwiedzam regularnie. Od dziecka. Nie da się inaczej, jeśli ma się tu rodzinę. Szlaki w jej południowej części znam chyba na pamięć i właśnie na jedną z tras południowego krańca Kotliny Kłodzkiej dziś Was zapraszam. Będą ruiny zamku, opuszczone wsie i zabytki. Czyli wszystko to, co lubię. Poznajcie zatem okolice Międzylesia i bawcie się!

Pogoda dopisywała od samego rana, z Wrocławia Głównego wyjechaliśmy przed godz. 6 rano, a do Domaszkowa dotarliśmy trochę po godzinie 8. Choć towarzyszącemu mi kumplowi nie do końca w smak było wczesne wstawanie, decyzja ta okazała się być zdecydowanie korzystna. W największy skwar, a tego dnia rzeczywiście lał się z nieba, mogliśmy sobie zluzować i odetchnąć. Wróćmy jednak do Domaszkowa.

W kierunku ruin zamku Szczerba położonych między wsiami Różanka i Gniewoszów nie prowadzi początkowo żaden szlak. Trzeba dreptać szosą do samej Różanki, a następnie skręcić w prawo w kierunku Gniewoszowa. Szosa powoli zaczęła się wznosić. Kiedy minęliśmy niewielki leśny parking w końcu pojawiły się oznaczenia niebieskiego szlaku. Stąd już tylko kilka minut dzieliło nas od dotarcia pod ruiny stołecznego zamku dóbr śnielińskich. Tak, choć zamek Szczerba nie trwał długo, zniszczyli go husyci w 1428 roku, to zdążył być punktem centralnym okolicznych dóbr należących do możnych z rodu Glaubitzów.

O samej warowni powstanie niebawem osobny artykuł, tu chciałbym jedynie przytoczyć kilka najważniejszych faktów z jego historii. Nie jest znany fundator obiektu, a co się z tym wiąże, nie wiadomo również kiedy zamek został zbudowany. Wg różnych opinii przed powstaniem kamiennej warowni istniał tu mały gródek. Z czasów, których dotyczy pisana historia Szczerby wiemy, że często zmieniał on właścicieli. Król czeski Wacław II Przemyślida nadał go cystersom z Kamieńca Ząbkowickiego, a nieco później nowy władca Czech, Jan Luksemburski przekazał go Glaubitzom. Właśnie w ich rękach znajdował się zamek w feralnym dla siebie roku 1428, kiedy nawiedzili go, z ogniem i mieczem, husyci. Zamek został obrócony w ruinę i od tamtej pory nie podejmowano prób jego odbudowy. Ruiny znajdujące się stale w nowych rękach: Czirnów, Althannów czy Stillfriedów służyły jako źródło budulca dla okolicznych mieszkańców. Dziś zostały już tylko resztki tego ciekawego obiektu.

Bliskość kolejnej atrakcji na dzisiejszym szlaku nakazała nam w końcu opuszczenie ruin Szczerby. Żwawo ruszyliśmy w kierunku jaskini zwanej Solna Jama. Jest to jaskinia krasowa, u podnóża której płynie potok Gołodolnik. Dawniej wejście do jaskini znajdowało poniżej dzisiejszego, przy samym potoku. Obecne odsłonięte zostało w wyniku prac w kamieniołomie. Kiedy byłem tam pierwszy raz, ścieżka prowadząca do jaskini nie była oznaczona, dziś można już bez problemu dotrzeć do Solnej Jamy, mając pewność, że się jej nie ominie.

Wejście do jaskini Solna Jama.

Przy wejściu do jaskini znajduje się obecnie stolik z ławami, przy którym postanowiliśmy się nieco pokrzepić strawą i napojami, po czym ruszyliśmy w dalszą drogę. Jeszcze kawałek schodziliśmy niebieskim szlakiem, by na skrzyżowaniu szlaków przejść na czarny i skierować swoje kroki w kierunku Lesicy.

Fragment trasy między Solną Jamą i Lesicą nie należy do specjalnie atrakcyjnych, choć po przejściu z czarnego na żółty i minięciu kolonii Lesica można podziwiać naprawdę ładne widoki. Wreszcie dotarliśmy do Lesicy. Największe wrażenie zrobił na nas kościół pw. św. Marcina z 1706 roku. Z daleka prezentujący się bardzo dobrze, z bliska znacznie gorzej. A szkoda, szczególnie pięknego portalu wejściowego i drewnianych drzwi płycinowych (u dołu znacznie uszkodzonych).

Widok na kościół filialny św. Marcina w Lesicy z zielonego szlaku

Warto tutaj nadmienić, że przez Lesicę trzeba iść bez szlaku. Po dotarciu do szosy we wsi należy opuścić żółty szlak, który prowadzi w dół i skręcić w prawo. Po przejściu nieco ponad kilometra dochodzimy do szlaku zielonego i schodzimy z szosy w lewo.

Zielonym szlakiem udajemy się raźno w kierunku głównego celu naszej wycieczki- opuszczonej wsi Czerwony Strumień (niem. Rothflössel). Historia osady jest typowa dla większości wsi Ziemi Kłodzkiej. Momenty stagnacji i rozwoju przeplatają się ze sobą nieprzerwanie. We wsi wydobywano rudę żelaza, którą transportowano do huty/kuźnicy w nieodległym Boboszowie. Rozwój Czerwonego Strumienia zahamowała wojna trzydziestoletnia.

Kolejny skok rozwojowy wieś zaliczyła w XIX wieku w związku z pojawiająca się modą na turystykę. Nieopodal wsi znajduje się bowiem przełom Dzikiej Orlicy- Zemska Brana, a przez nią samą prowadził niegdyś szlak pielgrzymkowy do sanktuarium, w nieco odleglejszym już Neratovie. Wyrok na wieś zapadł po II wojnie światowej. Przy wyznaczaniu pasa granicznego między PRL i CSRS podjęto decyzję o wysiedleniu ludności i likwidacji wsi. Zostały po niej fragmenty dawnych domów, ruiny kaplicy, resztki szkoły i walające się wszędzie elementy kolumn religijnych.

Fragment kolumny.

Po opuszczeniu „centrum” wsi, w którym stoją, pamiętające czasy, gdy po Czerwonym Strumieniu spacerowali ludzie i bawiły się dzieci, 300-letnie pomnikowe wiązy górskie (uszkodzone w czasie wichury w 2015 roku), należy skręcić w wąską ścieżkę i skierować się w stronę granicy polsko-czeskiej. Po przekroczeniu strumienia, po prawej stronie ukazuje się nam kolumna św. Jana Nepomucena. Nie dziwi to, wszak jest i woda, jest i mostek. Stałe elementy zestawu „nepomuceńskiego”.

Św. Jan Nepomucen wciąż dba o bezpieczeństwo przeprawy przez Czerwony Strumień…

Sporo o tym Czerwonym Strumieniu, ale ta wieś ma w sobie coś niezwykłego. Coś, co zmusza do refleksji… Na mnie niewątpliwie największe wrażenie zrobiła jednak informacja, której będąc tam pierwszy raz jeszcze nie znałem. Nie chciało do mnie dotrzeć, że w tak małej, pogranicznej osadzie urodził się przyszły biskup wrocławski- Joseph Knauer. Choć funkcję swoją pełnił krótko (niespełna trzynaście miesięcy) jest najsławniejszą osobą związaną z tą miejscowością. Szkoła, o której wcześniej wspomniałem była jego fundacją.

Na koniec chciałbym wyjaśnić tajemnicę nazwy osady. Tego, że wzięła ją od nazwy przepływającego przez nią potoku można się domyślić łatwo, ale dlaczego sam strumień zyskał miano „Czerwonego”. A no prosto- w wodzie znajdują się związki żelaza, które nadają jej po dziś dzień rdzawą barwę:

Czerwony (Rdzawy) Strumień

Opuszczamy już wieś i kierujemy się w stronę Kamieńczyka. Tam również czekają nas pozytywne wrażenia, włącznie z nawiązaniami do historii Czerwonego Strumienia.

Największą atrakcją Kamieńczyka jest drewniany kościół św. Michała Archanioła z roku 1710, przed którym stoją krzyż, który dawniej znajdował się przed zruinowaną dziś kaplicą w Czerwonym Strumieniu oraz grupa figuralna „Ukrzyżowanie”. Uroku temu miejscu dodaje także klimatyczny cmentarz przykościelny, który przy odrobinie mgły, mógłby świetnie spełnić swoją rolę w horrorze.

Drewniany kościół św. Michała Archanioła w Kamieńczyku.
Krzyż z Czerwonego Strumienia.

Po poświęceniu dłuższej chwili rozpoznaniu terenu wokół kościoła (on sam był bowiem zamknięty) ruszyliśmy w stronę Międzylesia. Wycieczka dobiegała końca, ale czekała nas jeszcze jedna niespodzianka. Bardzo niespodziewana niespodzianka. Przyplątał się do nas kolega, najpewniej zbieg, który towarzyszył nam do samego końca wycieczki, za co my odprowadziliśmy go w bezpieczne miejsce, licząc, że zgłosi się po niego właściciel (bo pies był zadbany i posiadał obrożę).

Odprowadziliśmy kolegę na komisariat policji w Międzylesiu. Następnego dnia wieczorem już go tam nie było.

Na koniec tradycyjnie już zamieszczam trasę wycieczki wyznaczoną za pomocą portalu mapa-turystyczna.pl

Niespełna 21 km szlakami, ale do tego należy doliczyć dojście z Domaszkowa do ruin zamku Szczerba (blisko 4 km).